Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wzajem przysługi; w imieniu tych wszystkich, co cię kochająchają i których ty kochasz — anie wyłączam tu nikogo; w imieniu tego wszystkiego, błagam cię, nie przyjmuj udziału w bitwie, gdyż jutro, a pojutrze najdalej Saint-George atakowanem będzie. Nie daj mi uczuć nowego nieszczęścia; widzieć cię zwyciężonym lub zabitym.
Na te słowa młodzieniec zadrżał i ocknął się.
— Pani... — zawołał — na kolanach dziękuję ci za okazaną mi przyjaźń, która tak mj iest drogą, że sobie nawet tego wyobrazić nie możesz. O! niech mnie atakują! niech atakują! Oczekuję nieprzyjaciela z niecierpliwością, z jaką on pewnie nigdy nie uderzy mnie. Potrzebuję walki, pragnę niebzpieczństw, żeby się wznieść we własnych oczach; niech przyjdą nieprzyjaciele, niech mi grozi niebzpiezeństwo, śmierć nawet sama! Radośnie ją przyjmuję, wiedząc, że umieram zaszczycony twym szacunkiem, bogaty twą przyjaźnią, silny twem współczuciem
— Żegnam cię, panie!... — rzekła Klara, do drzwi się Zbliżając.
Canolles poszedł za nią.
Wyszdłszy na ciemny korytarz, porwał ją za rękę i wyrzekł tak cicho, że sam ledwie słowa swe mógł usłyszeć:
— Klaro! kocham cię więcej, niż cię przedtem kochałem. Nieszczęście jednak chce, bym miłość swą okazał ci tylko zdala od ciebie umierając.
Śmiech ironiczny był jedyną odpowiedzią wichrabiny; lecz zaledwie opuściła mury zamku bolesne łkania wydarły się jej z piersi, łzy twarz oblały, a załamując ręce zawołała :
— O mój Boże! on mnie nie kocha... nie kocha!... A ja nieszczęśliwa kocham go przecież!