Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wtem spostrzegła Leneta, który, zauważywszy jej wzruszenie, podał jej rękę i odprowadził do powozu.
Wówczas odpowiadając na swą własną myśl, tak się doń odezwała:
— A! jak jesteś szczęśliwy, panie Lenet. Zawsze we wszystkiem zniewalasz przyjmować swoje rady, które zawsze są wykonywane. Prawda — dodała — że są one nieporównane i korzystnie jest słuchać ich...
— Zdaje mi się — odpowiedział Lenet — że i pani na swoją uskarżać się nie masz powodu; bowiem rada jakąś mi pani podała, została przyjęta.
— Jak to?
— Przecież postanowiono, że pani pojedziesz na wyspę Saint-George.
— Lecz kiedy?
— Choćby jutro, jeśli mi pani obiecujesz niepowodzenie.
— Bądź pan aż nadto o to spokojny; obawiam się sama czy nie ziszczą się pańskie domniemania.
— Tem lepiej.
— Wytłomacz się pan, gdyż tego nie pojmuję.
— Konieczny nam jest opór fortecy Saint-George; tym bowiem tylko sposobem, mieszkańcy Bordeaux przyjmą naszych książąt i armję, która niezbędną nam jest w teraźniejszem naszem położeniu.
— Bezwątpienia — odpowiedziała Klara — chociaż nie jestem obznajmioną ze sztuką wojenną jak margrabina de Tourville, zdaje mi się jednak, że nie atakuje się fortecy, nie wezwawszy jej pierwej do poddania się.
— W tem masz pani zupełną słuszność.
— A więc poślą kogoś dla czynienia układów na wyspę Saint-George?
— Niewątpliwie.
— Proszę więc, by mnie w tym celu posłano.
Lenet osłupiał.
— Ciebie, pani — zawołał. — To już chyba wszystkie nasze damy przekształciły się na amazonki?
— Dozwól mi pan wykonać ten zamiar.
— Masz pani słuszność; najgorsze jakie nas spotkać może, jest to, że pani weźmiesz Saint-George.
— A więc, zgoda?
— Zgoda.