Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ X.

— Ja, panie — odpowiedział wicehrabia — widzę w tem pańską zwykłą usłużność, i z całego serca dziękuję za nią; lecz nie jedziemy w jedną drogę, boję się więc przyjęciem ofiary opuścić pańską podróż.
— Jakto?... — zapytał Canolles zasmucony, widząc, że spór rozpoczęty w oberży, zaczyna się przedłużać na drodze — jakto, nie jedziemy w jedną drogę? Więc pan nie jedziesz do...?
— Do Chantilly!... — spiesznie wtrącił Pompée — drżąc na samą myśl utracenia współtowarzyszów.
Co się zaś tyczy wicehrabiego i ten zadrżał, lecz ze złości i gdyby nie noc, możnaby dostrzec gniew na twarz jego występujący.
— A więc dobrze!... — zawołał Canolles, udając, że nie widzi wściekłego spojrzenia, którem wicehrabia przeszywał biednego Pompée — ja właśnie jadę do Chantilly... do Paryża... albo raczej — dodał z uśmiechem, obracając się do wicehrabiego — nie mam co robić i sam nie wiem, gdzie jadę. Jeśli pan pojedziesz do Paryża, to i ja do Paryża; jeśli do Lugdunu i ja pojadę do Lugdunu; jeśli zaś pojedziesz do Marsylji i tam udać się mogę, gdyż oddawna mam chęć zwiedzenia prowincji; jeśli zaś pan zamierzasz do Stenay, gdzie znajduje się armja Jego Królewskiej Mości, zchęcią i tam będę mu towarzyszył, bo chociaż urodziłem się na południu, zawsze jednak szczególnie lubiłem północ.
— Panie — odpowiadał wicehrabia stłumionym od gniewu głosem — czy mam ci powiedzieć szczerze? Podróżuję sam w interesach osobistych wielkiej wagi, wybacz mi pan, jeśli zechcesz nalegać, będę zmuszony powiedzieć ci, że mi przeszkadzasz.