Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na — zdaje mi się, że ja, a nie pan winnam wydawać rozkazy.
— To jeszcze niewiadomo, wicehrabio; przecież jestem dowódcą w Jaulnay i mam na każde zawołanie pięćdziesięciu ludzi. Pompée rób com ci rozkazał.
— Pompée spuścił głowę i wszedł do oberży.
— Więc mnie pan aresztujesz?... — spytała młoda kobieta.
— Być może.
— Co to ma znaczyć?
— Tak, to zależeć będzie od naszej rozmowy, lecz zechciej-że zsiąść z konia, wicehrabino, ot tak... dobrze!... Teraz przyjmij mą rękę. Koniuszy, konia pańskiego odprowadzi do stajni.
— Jestem ci posłuszną panie, gdyż jakeś sam powiedział, silniejszym jesteś; a ja nie mam żadnego sposobu opierania się, lecz uprzedzam cię panie, że osoba, której oczekuję, jest oficerem królewskim.
— W takim razie, wicehrabio, raczysz mnie jemu przedstawić; bardzo będę zadowolony z poznania...
Wicehrabina pojęła, że opierać się dłużej niepodobna: poszła więc naprzód, dając swemu dziwnemu towarzyszowi znak, że iść za nią może.
Cauvignac odprowadził ją do drzwi pokoju, który dla niej przygotował Pompeé, i już miała próg przekroczyć, gdy Ferguzon spesznie przebiegłszy schody, stanął przy Cauvignacu i rzekł mu do ucha:
— Kapitanie... zbliża się powóz z trzema końmi... w powozie siedzi zamaskowany młodzieniec... Przy drzwiczkach dwóch lokai...
— Dobrze!... — odpowiedział Cauyignac — to bezwątpienia gość oczekiwany.
— Aha! oczekują tu więc gościa?
— Tak, a teraz pójdę naprzeciw niego. Ty zaś pozostań tu w korytarzu; miej ciągle baczność na te drzwi, pozwalaj wchodzić każdemu, lecz nikogo z nich nie wypuszczaj.
— Dobrze kapitanie.
W rzeczy samej, jakaś podróżna kareta zatrzymała się przed oberżą.
Czterech ludzi z roty Caurignaca, spotkawszy ją o ćwierć mili od miasta, otoczyli i konwojowali aż do oberży.
Młody człowiek w aksamitnem niebieskiem ubraniu, owi-