Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ VII.

Nazajutrz wszystko się stało według życzeń Cauvignaca; obaj kuzyni mieszczanina przyjechali razem na jednym koniu, a wkrótce po nich przybyli Fricotin i Chalumeau, jeden z bębnem, drugi z halabardą.
Ci ostatni upierali się wprawdzie nieco, skoro im powiedziano, że mieć będą zaszczyt służenia w armji książąt; lecz wszystkie przeszkody usunięte zostały groźbami Cauvignaca, obietnicami Ferguzona i rozumowaniami Barrabasa.
Konia dwóch pierwszych przeznaczono do wiezienia bagaży; bo Cauvignac zbierał rotę piechoty, nowo więc zaciągnieni opierać się temu nie mogli.
Udano się w drogę.
Pochód Cauvignaca na triumf zakrawał.
Zręczny partyzant zanlazł środek uprowadzania na wojnę najzaciętszych stronników pokoju.
Jednych werbował w imieniu króla, drugich w imienin książąt.
Niektórzy sądzili, że służą parlamentowi; inni znowu pewni byli, że idą walczyć za króla Anglji, który zamierzał wylądować w Szkocji.
Początkowo panowała jakaś niezgodność w zdaniach i w żądaniach, które musiał uskramiać porucznik Ferguzon. Jednak, przy pomocy ciągłej tajemnicy, koniecznej, jak zapewniał Cauvignac, do uwieńczenia dobrym skutkiem całego dzieła, wszyscy szli naprzód, żołnierze i oficerowie, sami nie wiedząc co czynić mają.
W cztery dni po wyjeździć z Chantilly, Cauvignac zebrał dwudziestu czterech ludzi, co już niezły oddział stanowiło.
Cauvignac szukał punktu dogodnego do rozpoczącia