Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ V.

— Przecudownie! A zatem — mówi! dalej Cauvignac — mamy szczęście napotkać wiernego poddanego Jego Królewskiej Mości.
— Pochlebiam sobie!
— I gotowego do okazania mu swej życzliwości?
— W każdym razie.
— Co za szczęśliwe zdarzenie! To tylko na wielkim trakcie trafiają się spotkania podobne.
— Co pan przez to rozumiesz?... — spyta! mieszczanin, wpatrując się w Cauvignaca z pewnym rodzajem obawy.
— Chcę przez to powiedzieć, że pan winieneś udać się z nami.
Mieszczanin podskoczy! na siodle z przestrachu i zadziwienia.
— Gdzież chcesz, żebym się z wami udał?
— Ja sam tego nie wiem.
— Ależ, panie, ja zwykłem podróżować tylko w towarzystwie znanych mi osób!
— I bardzo słusznie pan postępujesz, widać, że jesteś człowiekiem rozsądnym; a więc wyjawię ci, cośmy za jedni.
Mieszczanin zrobił poruszenie ręką, jakby dla okazania, że ich już odgadł.
Cauvignac mówił dalej, udając, że nie spostrzegł tego poruszenia.
— Jestem Roland de Cauvignac, dowódca nieobecnego wprawdzie oddziału, ale godnie reprezentowanego przez Ludwika Gabriela Ferguzon, mojego porucznika; przez Grzegorza Wilhelma Barrabas, mego podporucznika; przez Zefiryna Carrotel, mojego sierżanta; nakoniec przez tych dwóch panów, z których jeden jest moim furjerem, a drugi kwatermistrzem. Znasz nas teraz, panie — mówił da-