Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sięcy liwrów, które ma zapłacić w dzień dostarczenia mu rekrutów. A jeśli wtedy ich nie zapłaci, zobaczymy.
— Jakto?... — ozwały się chórem cztery ironiczne głosy, Ferguzon bowiem, mając wysokie o swym dowódcy rozumienie, zdawał się jeden z całego towarzystwa być najsilniej przekonanym, że Cauvignac dojdzie zamierzonego celu, mając tylko dziesięć tysięcy liwrów — myślisz utworzyć oddział?
— Dlaczegożby nie — rzekł Cauvignac — zwłaszcza, jeżeli ktoś do tego co dołoży.
— A któż się podobny znajdzie?... — ozwał się głos jakiś.
— Pewnie nie ja — rzekł Ferguzon.
— Któż więc taki?... — spytał Barrabas.
— Do djabła!... pierwszy lepszy. Oho!... z daleka spostrzegam kogoś na trakcie. Zobaczysz zaraz...
— Pojmuję już — powiedział Ferguzon.
— Czy tylko?... — spytał Cauvignac.
— Uwielbiam nawet.
— Tak jest — rzekł jeden z towarzyszy Cauvignaca, przybliżając się do swego dowódcy — tak jest, pojmuję dobrze, że pragniesz dotrzymać swych zobowiązań, kapitanie; jednakże możemy wiele stracić przez chęć okazania się zbyt uczciwymi. Dzisiaj nas potrzebują; lecz jeżeli oddział ochotników zostanie utworzony, być może, że ci zechcą mieć oficerów swojego wyboru, a nas, cośmy tyle ponieśli trudu przy jego formowaniu, pożegnają bez żalu.
— Jesteś głupcem w całym znaczeniu tego wyrazu, mój Carrotelu, co ci nie pierwszy raz powtarzam, twoje niedołężne rozumowanie pozbawiło cię stopnia, jaki ci przeznaczyłem w mającym się zebrać oddziale; rozumie się bowiem samo przez się, że wszyscy sześciu będziemy oficerami w tej nowej armji. Miałeś zostać odrazu podporucznikiem, teraz zaś zostaniesz sierżantem; a ty, Barrabasie, coś nie podzielał zdania Carrotela, zajmiesz to miejsce, dopóki nie powieszą Ferguzona; co gdy nastąpi, prawem starszeństwa posuniętym zostaniesz na porucznika. Ale nie traćmy z oczu mojego pierwszego żołnierza, którego ot tam spostrzegam.
— Czy domyślasz się ktoby to mógł być, kapitanie?... — spytał Ferguzon.
— Wcale nie.