Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Canolles powrócił do siebie w zamiarze ubrania i wejścia choćby gwałtem do wicehrabiny.
Lecz spojrzawszy na zegar spostrzegł, że jeszcze nie było siódmej godziny.
W zamku wszyscy spali.
Canolles rzucił się na krzesło i zamknął oczy, aby odświeżyć myśli i rozpędzić, jeśli tylko można, widziadła, ktróe snuły się wokoło niego, czasami tylko otwierał je, aby spojrzeć na zegar.
Godzina ósma wybiła, w zamku wstawać zaczęto.
Z niewypowiedzianą przykrością Canolles przeczekał jeszcze pół godziny; nakoniec, straciwszy cierpliwość zemiastszedł ze schodów i zbliżył się do Pompéego, który napawając się na podwórzu rannem powietrzem, opowiadał otaczającym go lokajom wojnę pikardyjską, za nieboszczyka króla prowadzoną.
— Czy ty jesteś intendentem Jej książęcej mości?... — zapytał go Canolles, jakby go dopiero po raz pierwszy widział.
— Tak, panie — odpowiedział zdumiony Pompée.
— Uprzedź Jej książęcą mość, że chcę mieć zaszczyt złożyć jej moje uszanowanie.
— Lecz Jej książęca mość...
— Już wstała.
— Jednak....
— No, idź...
— Sądziłem, że pański odjazd...
— Odjazd mój zależeć będzie od widzenia się z Jej książęcą mością.
— Lecz ja nie mam na to rozkazu księżnej.
— Ja zaś mam rozkaz królewski — odpowiedział Canolles.
I przy tych słowach z dumą uderzył się po kieszeni kaftana.
Pomimo jednak swej stałości, Canolles uczuł, że odwaga opuszczać go zaczyna.
Rzeczywiście jego znaczenie od dnia wczorajszego bardzo się zmniejszyło; już dwanaście godzin upłynęło, jak księżna wyjechała, a nie zatrzymując się przez noc całą, znajduje się już pewnie o dwadzieścia, albo dwadzieścia pięć mil od Chantilly.
Pomimo więc największego pośpiechu, Canolles nie