Strona:PL Dumas - Wojna kobieca T2.pdf/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Udajmy się w cień, panie wicehrabio; sądzę, uczynimy najrozsądniej.
— No, dobrze!
— Czy pan się boisz, panie wicehrabio?
— O nie, kochany Pompée, przysięgam ci!
— Lecz czegóż miałbyś się pan obawiać, kiedy ja tu jestem i czuwam nad tobą; gdybym był sam, nie lękałbym się niczego. Stary żołnierz ani Boga, ani djabła bać się nie powinien; ale pan jesteś towarzyszem, którego trudniej ustrzec, niż skarbu, co go mam w tyle na koniu. To też właśnie ta podwójna odpowiedzialność przestrasza mnie. A!... a! co to tam za czarny cień? Teraz, widać nawet jak się porusza.
— Nie przeczę temu — odrzekł wicehrabia.
— Pojmujesz pan, co to jest być w cieniu — my widzimy nieprzyjaciela, a on nas nie widzi. Patrz pan, ten nędznik muszkiet niesie?
— Tak się zdaje; ale on sam jeden, a nas jest dwóch przecie.
— Panie wicehrabio, ci co chodzą sami, są najstraszniejsi. Samotność okazuje niezmienność i moc charakteru. Sławny baron des Adrets chodził zawsze sam... Aj! zdaje mi się, że celuje do nas... Schyl się wicehrabio, bo zaraz strzeli.
— Co ci się zdaje Pompée; on tylko przełożył muszkiet z jednego ramienia na drugie.
— Nic nie szkodzi; przeczekajmy wystrzał, schyliwszy się; to już taki zwyczaj na wojnie.
— Przecież widzisz, że nie strzela.
— Nic strzela — rzekł Pompée, podnosząc głowę. Dobrze! Pewnie przeląkł się naszych śmiałych postaci. Aha! on się boi! pozwól mi pan pierwej samemu pomówić z nim, a potem pan zaczniesz: tylko grubym głosem.
Cień przybliżał się ciągle.
Pompeée głośno zawołał:
— Hej, przyjacielu! coś ty za jeden.
Cień widocznie przelękniony, zatrzymał się.
— Teraz na pana kolej krzyczenia!... — rzekł Pompée.
— A to na co?... — spytał wicehrabia. Nieborak i tak już drży cały.