Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

będę mógł być mu w czetn użytecznym, gotów jestem uczynić wszystko, co mi pan rozkażesz.
— Masz pan broń?
— A jakże mam szpadę.
— A masz pan lokaja?
— To się rozumie; lecz go tu niema, gdyż posłałem go na spotkanie mego towarzysza, którego oczekuję.
— A więc musisz mi pan pomóc...
— W czem?
— Pomóc mi uderzyć na tych nędzników, i zmusić ich lub dowódcę do błagania nas o łaskę.
— Czyś pan oszalał?... — zawołał młodzieniec, głosem, okazującym, że wcale nie był usposobiony do przyjęcia udziału w tej wyprawie.
— A! wybacz mi pan — rzekł podróżny — izupełnie zapomniałem, że ta sprawa pana się nie tyczy.
Potem odwrócił się do swego lokaja, w tyle za nim stojącego, i zawołał:
— Castorin! Zbliż się.
I w tym samym czasie podniósł rękę do olstrów, jakby dla przekonania się, czy pistolety są w dobrym stanie.
— A! panie — zawołał młodzieniec, wyciągając rękę, jakby w zamiarze zatrzymania go. Zaklinam cię, nie narażaj życia w podobnym wypadku. Lepiej pan wejdź do oberży, by nie wzbudzić podejrzenia w tych co na niego czatują. Pomyśl pan, że tu idzie o honor kobiety.
— Masz pan słuszność — powiedział rycerz — chociaż w tej okoliczności rzecz nie idzie jedynie o honor, lecz o pieniądze. Castorin — dodał, obracając się do swego lokaja — już dziś nie pojedziemy dalej.
— Jakto!... — zawołał zdziwiony Castorin. Co pan mówisz?
— Mówię, że Franczyneta zostanie dziś wieczór pozbawioną przyjemności oglądania ciebie; noc bowiem dzisiejszą przepędzimy w oberży pod „Złotem Cielęciem“. Idź więc zamówić kolację i każ mi przygotować łóżko.
A ponieważ rycerz zauważył, że Castorin ma chętkę stawiać opór, do ostatnich więc słów swoich dodał znaczące poruszenie głową, które położyło tamę dalszej sprzeczce.
Poczem Castorin zwiesiwszy głowę, i nie wyrzekłszy ani słowa, znikł w bramie.
Podróżny spoglądał przez chwilę za Castorinem, na-