Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Rycerz drgnął.
— Na drodze do tego domku prowadzącej, ot tam, w tym ciemnym lasku, jest ukrytych czterech ludzi, którzy na pana czekają.
— Ba!... — powiedział podróżny, spoglądając na zbladłego młodzieńca. I pan jesteś tego pewny?
— Widziałem ich, jak przyjeżdżali jeden za drugim, jak zsiadali z koni, jak się chowali, jedni za drzewa, drudzy za skały. Nakoniec, jak tylko się pan ukazałeś, słyszałem jak nabijali muszkiety.
— Czy być może!... — rzekł podróżny, zkolei zaczynając się lękać.
— Tak panie, wszystko to jest istną prawdą — mówił dalej młodzieniec — i gdyby było nieco widniej, mógłbyś pan ich nawet zobaczyć i poznać.
— O! ja nie potrzebuję ich widzieć — odpowiedział rycerz — i tak wiem doskonale, co to za ludzie. Lecz któż ci powiedział mój panie, że ja jadę do tego domku, i że to na mnie czatują na drodze?
— Zgadłem...
— Jesteś pan zachwycającym Edypem. Dziękuję. Więc chcą mnie zastrzelić? A wieluż ich jest?
— Czterech, z których jeden zdaje się być dowódcą.
— Dowódca jest z nich najstarszy, nieprawdaż?
— Tak mi się zdaje.
— Zgarbiony?
— Cokolwiek; ubrany zaś jest w haftowany spencer i w płaszcz ciemnego koloru; przytem u kapelusza ma białe pióro.
— Tak, tak... zupełnie; to książę d‘Epernon.
— Książę d‘Epernon!... — powtórzył młodzieniec.
— A! otóż zacząłem opowiadać panu moje tajemnice — rzekł śmiejąc się podróżny. Lecz to nic nie szkodzi; pan wyświadczyłeś mi tak ważną usługę, iż nic nie mogę przed nim ukrywać. A jak też są ubrani jego towarzysze?
— W szarych kaftanach.
— Właśnie tak; są to jego giermkowie.
— To też wszyscy są dziś uzbrojeni.
— Na moją cześć. Bardzo dziękuję. Teraz, czy pan wiesz, co powinienbyś uczynić?
— Nie wiem, lecz powiedz mi pan swoje zdanie i jeśli