Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przeciwnej stronie drogi będący, zsiadł z konia, schował się za skałę i czekał.
Z okna młodzieniec mógł widzieć po nad skałą kapelusz, obok kapelusza błyszczał punkt jasny: koniec lufy muszkietu.
Uczucie nieopisanego strachu opanowało młodzieńca, który, patrząc na ową scenę, coraz bardziej cofał się w tył.
— Oho!... — rzekł — czy to czasem nie przeciwko mnie i moim tysiącu luidorom knuje się ten spisek?... Ale nie!... To być nie może!... Jeśli Richon przyjedzie, a ja będę się mógł udać w drogę dziś wieczór, pojadę do Libournu a nie do Cubzac i tym sposobem nie będę przejeżdżał tą stroną, w której się ci ludzie zasadzają. Gdyby tu był mój stary Pompée, onby mi najlepszej mógł udzielić rady. Lecz jeśli się nie mylę, oto jeszcze dwóch przybywa; ci także łączą się z dwoma pierwszymi. Oj! to zupełna zasadzka.
I jeszcze na jeden krok się cofnął.
W istocie, w tej chwili ukazało się na dlrodze dwóch rycerzy, lecz tym razem jeden tylko z nich był w szarym kaftanie, drugim jechał na czornym wspaniałym koniu, owinięty wielkim płaszczem, w kapeluszu obszytym galonami i zdobnym piórem. Kiedy wiatr wieczorny rozwiał płaszcz jego, dawał się widzieć bogaty haft, wyszyty na spencerze koloru wiśniowego.
Słońce, jakby umyślnie nie zachodziło, by oświecać tę scenę. Promienie jego wydobywszy się z pod masy chmur czarnych, które niekiedy tak malowniczo rozciągają się po horyzoncie oświetliły nagle szyby okien pięknego domku, stojącego o sto kroków od rzeki; gdyby nie to, młodzieniec nie spostrzegłby go, bo był ukryty między gałęziami gęstego lasu. Za wzmocnieniem światła można było widzieć jak spojrzenia szpiegów ciągle zwracały się ku wejściu do wsi, lub też na mały domek z błyszczącemi szybami. Szare kaftany okazywały szczególny szacunek dla białego pióra i rozmawiając z ulem, zdejmowały kapelusze. Wkrótce jedno z oświeconych okien otworzono i na balkonie pokazała się kobieta; popatrzyła chwilę, pakby ze swej strony także kogoś oczekiwała, i zaraz weszła do pokoju, lękając się zapewne by jej nie spostrzeżono.
Kiedy wchodziła, słońce zaczęło się chować za górę, w miarę czego dolne piętro domku zdawało się pogrążać