Strona:PL Dumas - Wojna kobieca.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ III.

W pół godziny po opowiedzianej przez nas scenie, okno w oberży pana Biscarros, które poprzednio z takim hałasem zamknięto, otworzyło się ostrożnie. Z okna tego wyjrzał młodzieniec osiemnastoletni. Całe jego ubranie było czarne, z karbowanemi podług ówczesnej mody mankietami koszuli; jego mała, pełna wdzięku i pulchna ręka, mięła z niecierpliwości danielowe rękawiczki, na szwach haftowane; jasno-szarego koloru kapelusz, z wspaniałem błękitnem piórem, pokrywał długie złociste jego włosy, cudownie otaczając owalną twarzyczkę, nadzwyczaj białą z różowemi ustay i czarnemi brwiami. Lecz wszystkie te wdzięki, które młodzieńca między najpiękniejszych owego czasu mężczyzny policzyć mogły, niknęły teraz pod cieniem złego humoru, będącego zapewne skutkiem bezskutecznego oczekiwania, gdyż młodzieniec chciwym wzrokiem przebiegał drogę, pokrywającą się już zmierzchem wieczornym.
Z niecierpliwości uderzał rękawiczkami o lewą rękę. Biscarros, ciągle skubiący kuropatwę, usłyszawszy ten szelest, podniósł głowę, zdjął czapkę i zapytał:
— O której godzinie będziesz pan jadł kolację? Wszystko już gotowe, czekam tylko rozkazu.
— Wiesz dobrze, że sam jeść nie będę, gdyż czekam na mego towarzysza. Jak go tylko zobaczysz, możesz podać kolację.
— A panie — odrzekł Biscarros — nie chcę ganić pańskiego przyjaciela, gdyż on może przyjechać lub nie; lecz z tem wszystkiem, dać na siebie tak długo czekać, to bardzo złe przyzwyczajenie.
— On nie ma tego przyzwyczajenia i dziwię się, że go tak długo nie widać.