Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cera, pocierając ręce, — moje rapiry, a żwawo! No, zobaczymy, mój panie fanfaronie!
— Jak waszą wysokość każe mi?
— Pragnę, abyś pan mnie tuszował dziesięć razy. Panu się pewno zdaje, że idziesz na pewniaka?
— Przybyłem tu po to, wasza wysokości, aby się oddać do dyspozycji waszej wysokości. Proszę rozkazywać.
— Doskonale. Bierz pan ten napis i zaczynamy.
— Pan trwa przy swojem, wasza wysokości?
— Tak. Sto razy, ba nawet tysiąc razy!
— W takim razie jestem do usług.
— Zatem pan musisz mnie tuszować dziesięć razy, — oświadczył wielki książę, atakując mnie czy słyszysz pan? dziesięć razy. — Nie ustąpię panu ani jednego razu.
Nie bacząc na rozkaz Wielkiego Księcia, ja tylko parowałem jego ciosy, ale sam nie napadałem.
Posłuahaj pan! — zawołał Wielki Książę, zaczynając gorączkować się, — zaczynam myśleć że pan mnie oszczędzasz... Nie wolno... Nie wolno...
Twarz mu się zaczerwieniła, a oczy nabiegły krwią.
— Dobrze. Ale gdzież jest dziesięć ciosów?
— Wasza Wysokości, szacunek...
— ldź pan do djabła ze swoim szacunkiem! Tuszuj mnie pan natychmiast!
Skorzystałem z pozwolenia i raz po raz tuszowałem go trzykrotnie.
— Bajecznie, — zawołał — ale pozwól pan.,. Otóż i ja pana tuszuję!
— Przypuszczam, że Wasza Wysokość nie oszczędzą mnie wcale, a przeto muszę odpowiedzieć na cios...
— Proszę, proszę...