Przejdź do zawartości

Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się zastanowić nad tem, co powiedziałem, ja zaś ze swej strony zastanowię się nad przysięgą, której Wasza Wysokość żąda ode mnie...
Powiedziawszy to, Pahlen skłonił się głęboko i wyszedł z komnaty. Ustawiwszy straż koło drzwi, udał się do wielkiego księcia Konstantego, oraz do cesarzowej Marji Teodorówny, pokazał im rozkaz carski, ale nie przedsięwziął w stosunku do nich tych środków bezpieczeństwa, co w stosunku do Aleksandra.
Była już godzina 8 wieczór, ale było już dość ciemno, gdyż rzecz działa się na początku wiosny. Pahlen udał się do księcia Golicyna, u którego zastał prawie wszystkich spiskowców. Ze wszech stron posypały się nań pytania:
— Nie mam czasu na odpowiadanie wam, — rzekł Wahlen, — na razie wszystko idzie dobrze, a za pół godziny będę mógł wam zakomunikować bardziej szczegółowe informacje.
Stąd Pahlen udał się do więzień. Przed nim, jako przed gubernatorem Petersburga, stały otworem wszystkie bramy więzień. Więźniowie turmy, ujrzawszy go w otoczeniu straży z poważnym wyrazem twarzy, sądzili, że już nadeszła ostatnia ich godzina, albo moment deportacji na Sybir czy też przeniesienia ich do jakiegoś bardziej okropnego więzienia. Pahlen rozkazał im ubrać się i przygotować się do wyjazdu, czem potwierdził jeszcze bardziej ich domniemania. Nieszczęśni więźniowie usłuchali rozkazu. Koło bramy więzienia oczekiwała ich straż wojskowa, która porozsadzała ich po saniach. Sanie popędziły galopa.
Ku wielkiemu zdumieniu więźniów sanie zatrzymały się po pewnym czasie na dziedzińcu wspaniałego pałacu. Więźniom kazano wysiąść. Wyszli, brama pałacu zamknęła się za nimi, a straż wojskowa stanęła na dziedzińcu, Pahlen wydał rozkaz: