Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

grubą na jakie sześć cali... Z tych gór lodowych zjeżdżają ludzie na dół na maleńkich saneczkach, podobnych do naszych paryskich saneczek, na których sprzedawcy uliczni sprzedają różne towary. Wśród publiczności krążą liczni właściciele tych sanek, proponując przejechanie się z lodowej góry amatorom tej frajdy. Gdy znajdzie się taki amator — wówczas udaje się on po schodach na szczyt lodowej góry, a kierownik jazdy i właściciel saneczek siada z tyłu. Właściciel kieruje temi sankami z wielką zręcznością, która jest w danym razie tymbardziej potrzebną, że boki i góry lodowe nie są niczem ogrodzone i w razie przechylenia się — sanki mogą łatwo stoczyć się na bok i zlecić z amatorem jazdy w dół. Jedno takie przejechanie się kosztuje tylko kopiejkę.
Inne rozrywki i zabawy ludowe przypominają naogół nasze, urządzane na Polach Elizejskich podczas spacerów ludowych: produkują się na nich atleci, wystawiane są panoramy z figurami woskowemi, — występują olbrzymy i karzełki — a wszystkiemu temu akompanuje okropna muzyka. O ile mogłem wywnioskować z jej gestów, to „sposobiki”, któremi hecarze zapraszają do bud ciekawskich, wielce przypominają paryskie, aczkolwiek i tu wypowiadają się osobliwości krainy carów.
Widowisko, które — jak mi się zdawało — miało największe powodzenie u publiczności, polegało na tem; na scenie stoi ojciec, który chce ujrzeć swego noworodka, którego w tymże dniu powinni mu przywieść ze wsi. Przybywa mamka z dzieckiem na rękach, tak dalece owiniętem w kołdry, że wydać tylko jeden czarny nosek. Ojciec jest zachwycony, że widzi swego dziedzica, który wydaje jakieś ryki, przyczem ojciec stwierdza, że dziedzic ów jest podobny do niego jak dwie krople wody a pod względem łagodności najzu-