Strona:PL Dumas - W pałacu carów.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ślady mego lęku. Poczułem się Herkulesem, pokonywującym Iwa, i pragnąłem wypróbować swych sił.
Okazja nie kazała długo czekać na siebie. Zaledwie odeszliśmy o jakie dwieście kroków od tego miejsca, gdzie leżały oba zabite misie, jak ujrzeliśmy nowego niedźwiedzia. Cisnąłem mu jeden ze swych krążków.
Niedźwiedź porwał go i dalejże giąć zębami, porykując przytem głucho. Moi sąsiedzi po prawej i lewej stronie zatrzymali się, mając dubeltówki w pogotowiu, by przyjść mi z pomocą — ponieważ orzekli, że ten miś do mnie będzie należeć.
Ujrzawszy, że wzięli się oni za dubeltówki, pomyślałem, że ja też muszę zrobić to samo. Zresztą muszę powiedzieć, że miałem więcej zaufania do tej broni, niż do kindżału. A przeto, porzuciwszy kindżał, jąłem oczekiwać niedźwiedzia z możliwie najzimniejszą krwią, ale miś nie zrobił ani kroku ku mnie...
Wówczas wycelowałem i dałem strzał do niego.
W tejże chwili rozległ się straszliwy ryk! Niedźwiedź stanął na tylne łapy i począł bić jedną z przednich, ponieważ, jak się zdaje, miał drugą przestrzeloną. Usłyszałe za sobą krzyki: „Ostrożnie! Baczność!”
Niedźwiedź biegł wprost na mnie z taką szybkością, że ledwo zdołałem wyrwać z pochwy kindżał. Kiepsko pamiętam, co potem zaszło, ponieważ wszystko to stało się z szybkością błyskawiczną.
Ujrzałem bestję wprost przed sobą, z rozdziawioną paszczę, to też wymierzyłem mu z całej siły cios w pierś, lecz cios mój trafił na żebro. Łapa niedźwiedzia opadła na moje ramię, tak że pod jej ciężarem runąłem nawznak. W tejże chwili rozległy się dwa strzały i niedźwiedź całym swym ciężarem runął na mnie... Wygrzebałem się jakoś z pod niego, i ze-