Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

po których grobach stąpałam zrana, spoczywali snem błogosławionych — jedni na cmentarzach, inni w podziemiach; nie ich to więc lękałam się, ale tego wszystkiego, o czem czytałam w gazetach, o czem opowiadano mi w Hawrze. Wszystko to przypominało się mej pamięci i drżałam teraz na najmniejszy szelest. Nic jednak innego nie słyszałam, jak tylko drżenie liści, daleki szum morza i ten monotonny a melancholijny świst wiatru, który się rozbija o mury gmachu, tłucze się po kominach, jak gromady ptaków nocnych. Siedziałam tak nieporuszona blisko przez dziesięć minut, nie śmiejąc patrzeć ani na prawo, ani na lewo. Nagle, usłyszałam lekki obok siebie szelest. Obróciłam się i — ujrzałam Malajczyka. Złożył ręce na piersiach i skłonił się; był to jego sposób okazywania, że rozkazy mu dane wypełnił. Powstałam; wziął świecę i szedł przede mną. Mój pokój sypialny już był doskonale uporządkowany przez tę szczególną pannę służącą. Postawił światło na stole i pozostawił mnie samą.
Moje życzenia były spełnione: ogromny ogień palił się na wielkim z białego marmuru kominie, podtrzymywanym przez złote amorki. Światło oblewało cały pokój i nadawało, mu pozór wesoły, który dziwnie uspakajał mój wewnętrzny niepokój i bojaźń. Pokój ten wybity był karmazynowym adamaszkiem w kwiaty i ozdobiony u sufitu tysiącem arabesek i gzemsów, jedne od drugich dziwaczniejszych, przedstawiających taniec faunów i satyrów, co z pod dziwacznych masek śmiali się złotym śmiechem od ogniska.
Nie byłam jeszcze na tyle uspokojona, bym się spać położyć mogła; zresztą była to dopiero ósma godzina. Zarzuciłam tylko peniuar na suknię, a że wiedziałam, iż czas jest pogodny, chciałam otworzyć okno, aby widokiem uśpionej spokojnie natury, uspokoić wzburzoną moją wyobraźnię. Snąć przez ostrożność, którą przypisywałam wieściom o morderstwach, dokonywanych w okolicy, znalazłam okna zamknięte na okiennice. Powróciłam na swoje miejsce przy stale, w bliskości kominka, chcąc rozpocząć czytanie podróży po Indjach. Otwierając książkę, spostrzegłam, że się pomyliłam, biorąc tom drugi zamiast pierwszego. Wzięłam świecę, chcąc iść do bibljoteki. We drzwiach na nowo bojaźń mnie ogarnęła. Zawahałam się przez chwilę; potem, wyrzucając sobie tę dziecinną lękli-