Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chwili, odsłaniając moje oczy. które zakrywałam rękami — cóż ci to, przyznaj mi się.
— Jestem bardzo nieszczęśliwa! — zawołałam.
— Nieszczęścia twojego wieku, moje dziecię, są jak burze wiosenne — przechodzą szybko i czynią niebo jeszcze jaśniejszem.
— O! gdybyś pani wiedziała?...
— Wiem wszystko — odpowiedziała pani de Lucienne.
— Kto pani powiedział?
— On.
— Powiedział, że go kocham?
— Powiedział, że ma nadzieję. Czy się myli?
— Sama nie wiem. Dotąd nie znałam miłości, jak z imienia; czyż więc mogę czytać jasno w mem sercu i wśród niepokojów, jakich doświadczam. Nie rozumiem jeszcze uczucia, które je opanowało.
— No, no, widzę, że Horacy umie w niem czytać lepiej, niż ty sama.
Zaczęłam płakać.
— Ależ, drogie dziecię, nie widzę powodu do tych łez. Pomówmy rozsądnie. Hrabia Horacy jest młody, piękny, bogaty, więcej, niż potrzeba na wytłumaczenie uczucia, jakiem cię natchnął. Hrabia jest wolny, ty masz lat osiemnaście — byłby to związek stosowny pod każdym względem.
— Och, pani!
— Dobrze, nie mówmy o tem więcej. Dowiedziałam się, czego chciałam. Idę teraz do pani Moulien, przyślę ci Łucję.
— Ale, ani słowa — nieprawdaż?
— Bądź spokojna; wiem co mi pozostaje do zrobienia. Dowidzenia, drogie dziecię! No, obetrzyj swoje śliczne oczy i uściskaj mnie.
Rzuciłam się po raz drugi w jej objęcia. W pięć minut potem, Łucja weszła do mego pokoju. Ubrałam się i zeszłam.
Znalazłam moją matkę zamyśloną, lecz jeszcze czulszą dla mnie, niż zwykle. Po kilka razy w czasie śniadania spoglądał na mnie z uczuciem smutnej niespokojności, a za każdym razem krew mi uderzała do głowy. O czwartej pani de Lucienne odjechała; matka moja pozostała taka, jak zawsze; ani słowa nie wyrzekła o wizycie pani de Lu-