Strona:PL Dumas - Paulina.pdf/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

gwałtowne wzruszenie sprowadziło u Pauliny nowy atak. Weszliśmy razem do jej pokoju; chora, pomimo wody, którą nań pryskano i eteru, którym ją trzeźwiono, była ciągle zemdlona. Doktór postanowił puścić jej krew. Gdy jednak zaczął robić przygotowania do tej operacji, odwagi mi brakło i drżąc jak kobieta, uciekłem do ogrodu.
Uderzono mnie po ramieniu był to doktór.
— Paulina! — zawołałem składając ręce.
— Odzyskała przytomność.
Powstałem, aby biec do niej; doktór mnie zatrzymał.
— Słuchaj — mówił dalej — dzisiejsze zemdlenie może pociągnąć za sobą ważne skutki, jeżeli nie będzie mieć zupełnego spokoju. Nie wchodź teraz do pokoju.
— Dlaczego — zapytałem.
— Ponieważ koniecznem jest, aby nie doświadczyła żadnego wzruszenia. Nigdy nie badałem cię jakie was łączą stosunki, nie żądam zwierzeń, nazywasz ją siostrą, czy jesteś jej bratem lub nie, nie obchodzi mnie to jako człowieka, lecz obchodzi bardzo jako lekarza. Twoja obecność, głos twój nawet mają na Paulinę wpływ widoczny...
— Czy jest niebezpieczeństwo? — zawołałem.
— Nie taję, że wielkie.
— Tak, tak — odpowiedziałem — nic się przed tobą nie ukryje, wyczytałeś wszystko... Nie, to nie siostra moja, nie żona, nie kochanka! Nie; to istota anielska, którą kocham nad wszystko, której jednakże nie mogę dać szczęścia i która umrze w moich objęciach ze swą dziewiczą i męczeńską koroną!... Uczynię wszystko co rozkażesz, doktorze; posłuszny ci będę jak dziecię, lecz kiedy powrócisz?
— Za kilka godzin.
Doktór uścisnął mi rękę; odprowadziłem go do drzwi, a sam pozostałem nieporuszony w miejscu, gdzie mnie pozostawił. Nakoniec ocuciłem się z tego odrętwienia, machinalnie wszedłem na schody, zbliżyłem się do jej drzwi, nie śmiejąc wejść: słuchałem. Sądziłem z początku, że Paulina śpi, lecz wkrótce łkania przytłumione doszły do mnie, już położyłem rękę na klamce, lecz przypomniałem sobie słowo dane doktorowi i aby go dotrzymać wybiegłem z domu, a wskoczywszy do pierwszej spotkanej dorożki, kazałem się zawieść do parku Rejenta. Błądziłem