ków, po których wnosił, że na przebycie stu dwudziestu mil, potrzeba dwadzieścia dni, licząc dziesięć mil na dzień.
Panurgus, tymczasem, obgryzał liście ostu.
Dziesięć mil było największem wysileniem dla osła i dla mnicha.
Chicot potrząsnął głową.
— To niepodobna — rzekł patrząc na Gorenflota śpiącego na murawie, jakby na puchu — to niepodobna, abym dla niego tylko dziesięć mil robił: jeśli chce niech jedzie piętnaście.
Jak wiemy brat Gorenflot od niejakiego czasu podlegał zmorom.
Chicot trącił go nogą, aby przebudziwszy, udzielić swych spostrzeżeń.
Gorenflot rozwarł oczy.
— Mój kochany — rzekł Chicot — budzę cię dla tego, aby o ważnej uprzedzić rzeczy. Do miljon djabłów, bardzo wolno jedziemy.
— I to cię gniewa, panie Ohtcot, że wolno jedziemy? — odrzekł mnich. — Droga życia idzie do góry, a kończy się w niebie, dlatego nas utrudza.
Prócz tego, cóż nas tak nagli? Im dłużej będziemy jechali, tem dłużej będziemy razem.
Naprzykład, gdybyśmy jaki czas zabawili w Melun; powiadają, że tam wyborne są ciasta i chciałbym je z paryskiemi porównać. Cóż ty na to, panie Chicot?
— Według mojego zdania — odparł Gaskończyk — jechać potrzeba jak najspieszniej, nie odpoczywać w Melun, ale wieczerzać w Montereau, aby odzyskać czas stracony.
Gorenflot spojrzał na twego towarzysza podróży, jakby go nie pojmował.
— Dalej! dalej w drogę! — mówił Chicot.
Mnich, który wyciągnął się jak długi i głowę
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/9
Ta strona została przepisana.