Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trzeci akt. Pokutnicy wzajemnie się biczujący po ciele, maja powrócić do Luwru.
Myślałem jeszcze, aby przechodząc wstąpili na plac de Greve, aby ich kat żywcem co do jednego popalił; ale zastanowiłem się, że pan Bóg zachował dla nich nieco ognia z Sodomy i Gomory i nie chciałem pozbawić ich tej przyjemności.
Tymczasem, moi panowie, bawmy się.
— Ale co robiłeś? powiedz — mówił król do Chicota bo ja kazałem cię szukać po wszystkich szynkach paryskich.
— A w Luwrze kazałeś mię szukać?
— Od piwnic, aż do dachu — odrzekł król z uśmiechem.
— To szkoda.
— Czy ty pokutowałeś Chicot?
— Pokutowałem. Chciałem zostać zakonnikiem, aby się przekonać, jak oni żyją; ale nie podobało mi się i powróciłem.
— W tej chwili pan de Montsoreau wszedł do króla i powitał go niskim ukłonem.
— A! to ty wielki łowczy rzekł Henryk. Kiedyż zrobimy wielkie polowanie?
— To zależy od woli Waszej królewskiej mości. Otrzymałem właśnie wiadomość, że mnóstwo jest dzików w Saint­‑Germain­‑en Laye.
— Dziki! to niebezpiecznie rzekł Chicot. Król Karol IX‑ty jak sobie przypominam, o mało nie zginął na takiem polowaniu. Prócz tego, kordelasy są ciężkie i można dostać od nich pęcherzy na rękach. Nieprawdaż, synku?
Pan de Monsoreau spojrzał na Chicota zukosa.
— Patrzaj — rzekł Gaskończyk do Henryka twój wielki łowczy niedawno musiał się z wilkiem spotkać.
— Dlaczego?