Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T3.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Prawda, Najjaśniejszy panie — o książę z maiwnością, rówmie udaną, ja król zawsze jest królem.
Chicot otworzył oko.
— Mój Boże! — rzekł Henryk — i mnie chodzi myśl.
— Jaka myśl? — zapytał książę już niespokojny, wątpiąc aby tak wielkie szczęście go spotkało.
— A nasz kuzyn Guise, który spodziewajł się być naczelnikiem?
— Naczelnikiem, Najjaśniejszy panie?
— Franciszku, mnie się zdaje, że on o tem mysłi.
— Ale skoro twoją wolę objawiasz, ustąpi.
— Albo uda, że ustępuje. Mówiłem, strzeż się pana de Guise. Teraz powiem ci więcej, Guise ma długie ręce i sięgnie niemi do Hiszpanji i Anglji, do Don Juana Austrjackiego i Elżbiety. Bourbon krótszą miał rękę a wyrządził krrzywdę naszemu dziadowi Framciszkowi I-mu.
— Ale — rzekł Franciszek — jeżeli Wasza królewska mość znajdujesz niebezpiecznym pana de Guise, powierzając mi władzę nad Ligą, postawisz go pomiędzy mną a sobą i gdy cokolwiek przedsięweźmie, możesz mu wytoczyć proces.
Chicot drugie oko otworzył.
— Proces! proces! — powtórzył Henryk — to dobre dla Ludwika XI-go, który był silnym i bogatym. Ja nie mam tyle pieniędzy, abym zakupił dosyć aksamitu czarnego...
Po chwili milezenia, król się odezwał.
— Mój Franciszku, trzeba ostrożnie postępować; nie chcę wojen domowych i kłótni pomiędzy poddanymi. Wszak wiesz, że jestem synem Henryka Walecznego i mądrej Katarzyny. Otóż myślę przywołać księcia Guise i wszystko zgodnie ukończyć.