Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Najchętniej, jeżeli ten przykład będzie ponętny.
— Chcesz, abyśmy obydwa porzucili, ja koronę, a ty żonę i wstąpili do klasztoru? mogę otrzymać pozwolenie papieskie i jutro uczynimy profesję. Ja będę się nazywał bratem Henrykiem.
— Przebacz Najjaśniejszy panie, ty mało cenisz koronę, bo ją znasz dobrze; ale dla mnie żona jest drogą, bo prawie jej nie znam. Przebacz więc, że odmawiam.
— Jak widzę, lepiej ci mój drogi.
— Daleko lepiej, Najjaśniejszy panie. Czuję spokój i radość w sercu. Nieuwierzysz jak duszę mam usposobioną do szczęścia.
— Biedny Saint-Luc!... — mówił król składając ręce.
— Wczoraj trzeba mi było to zaproponować, Najjaśniejszy panie. Och! wczoraj byłem niespokojny, zgryźliwy, w złym humorze. Dzisiaj dobrze noc przepędziłem i dzień dla mnie był wesoły. Niech mnie piorun trzaśnie, jestem szczęśliwy.
— Saint-Luc, ty klniesz!
— Tak Najjaśniejszy panie; lecz i ty klniesz niekiedy.
— Kląłem, ale nie będę...
— Ja nie śmiem przyrzekać. Prócz tego, Bóg jest miłosierny i przebacza nam ludzkie ułomności.
— Więc sądzisz, że mi przebaczy?
— Ja nie mówię o tobie Najjaśniejszy panie, ale o twoim słudze. Ty, grzeszyłeś jak król, ja, jak człowiek prywatny, a spodziewam się, że w dzień sądu będą dwie szalki.
— Król westchnął, zmówił confiteor i przy mea culpa, w piersi się uderzył.