Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przyjaciel Saint-Luc; każ mu się także wysmarować, bo jeżeli tego nie uczynisz, narazisz się na przykrość, bo albo ty zanadto będziesz pachniał dla niego, albo on będzie śmierdział dla ciebie.
I, usiadłszy wprost króla, znowu mówił:
— I ja się każę wysmarować.
— Chicot, Chicot!... — zawołał Henryk — twoja skóra za twarda i wiele potrzebowałaby maści, a tej i dla mnie za mało — włosy zaś masz tak twarde, żebyś poszczerbił moje grzebienie.
— Moja skóra stwardniała przy tobie niewdzięczny monarcho! że zaś moje włosy twarde, to także wina zmartwień a nie moja. Ale skoro mi maści mój synku odmawiasz...
Henryk wzruszył ramionami, jakby go dowcipy trefnisia nudziły.
— Daj mi pokój — rzekł — bajesz i bajesz.
I odwróciwszy się do Saint-Luca:
— Mój drogi, jakże twoja głowa?
Saint-Luc potarł czoło i westchnął.
— Wyobraź sobie — mówił dalej Henryk — widziałem Bussy d‘Amboisse. Ach zmiłuj się — zwrócił się do fryzjera, — jakże mię pieczesz.
Fryzjer ukląkł.
— Widziałeś, Najjaśniejszy panie, Bussy d‘Amboisse — rzekł drżący Saint-Luc.
— Tak — odpowiedział król — wyobraź sobie pięciu nie dało mu rady. Gdybyś ty tam był mój drogi.
— Może nie byłbym szczęśliwszy.
— Daj pokój: pójdę o zakład, że dziesięć dasz mu pchnięć, nim on ci da sześć... Musimy się jutro przekonać. Czy strzelasz zawsze mój drogi?
— Tak, Najjaśniejszy panie.
— Pytam, czy się ćwiczysz?