Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A pani?...
— Pani, to co innego.
— Czy jest u siebie?...
— Jest.
— Proszę oświadczyć jej, że chcę złożyć moje uszanowanie.
W pięć minut powrócił posłaniec, prosząc pana de Bussy.
Joanna de Cossé wyszła naprzeciw młodego człowieka, aż do połowy bawialnego pokoju.
Była blada, a czarne włosy nadawały jej twarzy kolor z żółkłej kości słoniowej.
Oczy miała zaczerwienione z bezsenności a na twarzy można było dopatrzeć ślady łez.
Bussy, któremu ta bladość wywołała uśmiech i który gotował stosowny do okoliczności komplement, zatrzyma swoją wymowę, na widok prawdziwej boleści.
— Witam pana, panie de Bussy — mówiła młoda mężatka, ale niewiem, czy pańska obecność nie sprawi mi boleści.
— Co to ma znaczyć?... — zapytał Bussy — dlaczegóż moja osoba ma boleść zwiastować?
— Zapewne tej nocy przyszło do spotkania pomiędzy panem, a moim mężem?
— Pomiędzy mną a panem Saint-Luc?... — powtórzył zdziwiony Bussy.
— Tak panie, kazał mi się oddalić gdy z tobą mówił — pan należysz do księcia Andegaweńskiego, on zaś do króla. Zapewne poróżniliście się panowie; panie Bussy, nie ukrywaj pan nic przedemną. Pojmujesz moją niespokojność, powiedz zatem co przytrafiło się memu mężowi?
— Pani — odrzekł Bussy — to dla mnie jest nie-