Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niem; w omdleniu, niby już w przedsionku śmierci, widział, lub marzył, że widzi, cudowne a nieprawdopodobne rzeczy.
Zdawało mu się, że jest w ozdobnym pokoju, z pięknemi sprzętami, obiciem i malowidłem na sklepieniu.
Snuły mu się przed oczyma osoby w rozmaitych postawach, trzymające kwiaty lub włócznie, które zdawły się wstępować jakimś tajemniczym sposobem na malowane sklepienie pokoju.
Pomiędzy dwoma oknami widniał portret niewiasty, jaśniejący światłem, tylko że ramy tego portretu, były jakoby odrzwia. Nieruchomy, leżąc na łóżku, pozbawiony sił ale mogący widzieć, patrzał na te osoby zaćmionem okiem i podziwiał uśmiechy niosących kwiaty, a drżał przed niosącymi włócznie.
Tak miał pomieszane myśli, że nie mógł rozpoznać, czy te osoby były mu znajome.
Nagle kobieta na portrecie wyszła z ram; prześliczna istota w białej, długiej sukni, w jakiej malują aniołów, z włosami spadającemi na ramiona, z oczami czarnemi jak heban, z brwiami, w kształtny łuk zgiętemi, z ciałem, w którem dojrzećby można krew płynącą, postąpiła ku niemu. Ta niewiasta była tak piękna, że Bussy zapragnął upaść jej do nóg.
Zdawało mu się jednak, że jakieś więzy przykuwają go do łóżka, jak umarłego do grobu i że dusza jego wzgardziwszy ziemią, wznosi się w niebo.
Na widok tej niewiasty, osoby na sklepieniu przestały zajmować Bussego — piękność z portretu wystarczała mu i chciał tylko widzieć, czy w ramach pozostała próżnia.
Mgła jednak, zaciemniająca mu wzrok, nie po-