Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W mgnieniu oka, zadawał razy i w ciemności czuł je tylko po oporze ciała.
Naraz osłabł i machinalnie spojrzał w dół; ta chwila dostateczną była dla Quelusa, aby ugodzić Bussego.
— Pchnięty! — zawołał Quelus.
— Tak, ale w płaszcz — odpowiedział Bussy, nie chcąc się zdradzić ze swoją raną.
I poskoczywszy ku Quleusowi, tak mocno w jego szpadę uderzył, że wypadła mu z ręki — przecież zwycięstwo było jeszcze wątpliwe, bo d‘O, d‘Epernon i Maugiron z nową natarli siłą.
Schomberg zawinął ranę, Quelus podniósł szpadę i wszyscy na nowo obskoczyli Bussego; czuł że nie można tracić ani sekundy, tylko jak najprędzej cofać się do muru.
Zrobił skok w tył; wkrótce znowu go szpady dosięgły, a więc drugi, równie silny i zręczny i był już przy murze.
Tutaj dopiero, jak Achilles, lub Roland, uśmiechnął się do błyskawic mieczów.
Nagle poczuł pot na czole i mgła zakryła mu oczy.
Zapomniał o ranie, a tymczasem symptomaty omdlenia zaczęły się objawiać.
— A! osłabłeś — zawołał Quelus podwajając natarcie.
— Patrzaj więc — odpowiedział Bussy, I odbiwszy szpadę, uderzył go w skroń.
Quelus upadł na ziemię.
Wściekły jak rozjuszony odyniec, gdy się psom wywinie, krzyknął przeraźliwie i poskoczył naprzód.
D‘O i d‘Epernon cofnęli się.
Maugiron podniósł Quelusa, i podtrzymywał go.