Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głemi gmachami i była niejako częścią starej warowni.
Noc, której wypadki mamy opowiedzieć, była chłodna, pochmurna i ciemna; niepodobna było dostrzedz strażnika na bramie, ani on nie mógł dojrzeć przechodzących.
Przed bramą Ś-go Antoniego, od strony miasta, nie było żadnego domu, tylko ciągnął się mur.
Murem tym był, otoczony pałac Tournelles. Obok pałacu od strony ulicy Ś-tej Katarzyny, miał przechodzić pan de Bussy.
Żadna latarnia nie oświecała tej części Paryża.
Bystre tylko oko, w rogu murów Tournelles dostrzegłoby kilka cieniów, które poruszając się od czasu do czasu, przekonywały, że należą do boskich stworzeń, pragnących utrzymać w sobie żywotne ciepło, jakie mroźna atmosfera ustawicznie pochłaniała.
Straż na wieży, nie mogąc nic dostrzedz z powodu ciemności, nie mogła również nic usłyszeć, albowiem owe cienie prowadziły cichą rozmowę.
— Przeklęty Bussy miał słuszność — mówił jeden z cieni, — to noc prawdziwie północna, jakie, poznaliśmy, gdy król nasz panował w Polsce; na honor, jeżeli to długo potrwa, krew w nas skrzepnie.
— Co u licha!... skarżysz się jak kobieta — odpowiedział drugi cień.
— Prawda, że nie jest ciepło, ale otul się płaszczem i włóż ręce w kieszenie. — Prawda Schombergu — rzekł trzeci — widać żeś niemiec, bo masz środki na zimno prawdziwie niemieckie. Ale mnie wąsy najeżyły się lodem i para zamarza mi pod nosem.
— Najgorzej zimno mi w ręce — rzekł czwarty. Na honor, zupełnie ich nie czuję.
— Dlaczegóż mój Quelusie nie wziąłeś rękaw-