Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Każde jej słowo zdaje nam się łaską, każdy uśmiech, nadmiarem szczęścia.
Bussy, nie śmiał przerywać opowiadającej, każdy szczegół jej życia był dlań nader interesujący i słuchał słów Djany, z takiem zajęciem, jakby od nich życie jego zawisło.
Młoda kobieta uległa podwójnemu wrażeniu, przeszłości i teraźniejszości.
Zatrzymała się chwilę, Bussy nie mogąc wstrzymać swej ciekawości, rzekł ze złożonemi rękoma:
— Mów pani dalej, mów.
Djana poznała, że uczyniła wrażenie.
Głos, poruszenia, wyraz twarzy, wszystko było w zgodzie z wymówionemi wyrazami.
Uśmiechnęła się więc smutnie i mówiła:
— Po trzech godzinach jazdy, powóz zatrzymał się. Słyszałam, jak zaskrzypiała brama, przemówiono kilka wyrazów, przejechaliśmy po moście a wychyliwszy głowę, przekonałam się, że jesteśmy na dziedzińcu zamkowym.
Co to był za zamek? ani ja, ani Gertruda nie wiedziałyśmy wcale.
W drodze nieraz chciałyśmy poznać okolice, ale tylko las był dokoła i myślałyśmy, że dla lepszego złudzenia, tę drogę wybrano.
Drzwiczki powozu otworzono i ten sam człowiek, który z nami mówił, przyszedł nas wysadzić.
Przyjęło nas dwóch ludzi z pochodniami, zapewne należących do zamku.
Jak nam przyrzeczono, uwięzione miałyśmy być ze wszelkiemi względami.
Udałyśmy się za owymi ludźmi, którzy nas wprowadzili do sypialnego pokoju, bogato przybrąnego,