Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wcale inne było postępowanie księcia Andegaweńskiego.
Ujrzawszy mnie, wlepił wzrok i na chwilę go nie spuścił.
Czułam się onieśmieloną pod tem spojrzeniem i nic nie mówiąc ojcu, prosiłam, aby jak najwcześniej opuścić zabawę.
W trzy dni potem, pan de Monsoreau przybył do Meridor, ujrzałam go zdaleka i schroniłam się do mego pokoju.
Bałam się, aby ojciec nie kazał mię przywołać.
W pół godziny pan de Monsoreau wyjechał a ojciec nic mi nawet nie mówił o jego odwiedzinach, tylko zauważyłam, że był smutniejszy niż zwykle.
Kilka dni upłynęło.
Właśnie powracałam z przechadzki, gdy powiedziano mi, że pan de Monsoreau jest u ojca, że ojciec pokilkakroć o mnie pytał i kazał donieść sobie, kiedy powrócę.
Ledwie weszłam do mego pokoju, ojciec mój przybiegł.
— Moje dziecię — rzekł, — ważna przyczyna zmusza mnie do rozstania się z tobą na dni kilka: nie pytaj mnie o nic i uważaj, że musi być tego potrzeba, że tydzień, a może miesiąc nie będę cię widział.
Zadrżałam, chociaż nie przenikałam, na jakie byłam wystawiona niebezpieczeństwo; powtórne odwiedziny pana de Monsoreau nic mi dobrego wróżyć nie mogły.
— Gdzież mam się udać, mój ojcze? — zapytałam.
— Do zamku de Lude, do mojej siostry, gdzie