Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

książę, ale to przechodzi granicę usług, jakie człowiek szlachetny oddać może.
— Dobrze — rzekł książę — sam więc tego dopełnię, albo z d‘Aurillym.
— Przebacz, Mości książę — rzekł Bussy, któremu nowa myśl przyszła do głowy.
— Co?...
— Czy w tej sprawie byłeś, Mości książę, gdy ulubieńcy króla na mnie czatowali?...
W tej samej.
— Zatem twoja piękna nieznajoma mieszka koło Bastylji?...
— Wprost Ś-tej Ktarzyny.
— Czy tak?...
— Jest to kolica, w której doskonale rozbijać.
— Czy Wasza książęca mość byłeś tam po tym wieczorze?....
— Wczoraj....
— I widziałeś?
— Człowieka, który się skradał i który, widać spostrzegłszy mnie, zatrzymał się przed bramą.
— Ten człowiek sam był?... — zapytał Bussy.
— Tak, prawie przez pół godziny.
— A potem?...
— Jakiś inny z latarką przyszedł do niego.
— A!...
— Wtedy, człowiek w płaszczu... — mówił dalej książę.
— Pierwszy był w płaszczu — przerwał Bussy.
— Tak, wtedy człowiek w płaszczu i ów z latarnią zaczęli z sobą rozmawiać i skoro nie myśleli opuszczać swego stanowiska, ja zawróciłem.
— Zrażony podwójnem niepowodzeniem?...