Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To niepospolity człowiek — rzekł Bussy, bardzo mię zainteresował.
— Ma sławę — mówił Liwaret — okrutnego człowieka.
— Powiedz jeszcze co o nim.
— Nic wprawdzie nie uczynił tak głośnego; nawet, jak mówią, dobry jest dla swoich wieśniaków, przecież w okolicy boją się go jak ognia.
— Ma to być zawołany strzelec, jak Nemrod, a król, nigdy mieć nie będzie łowczego jemu równego.
— Zawsze lepiej, że godność ta dostała się jemu, a nie panu de Saint-Luc.
— Czy nie widzisz, że książę Andegaweński cię przyzywa?... — rzekł Antraguet do pana Bussy.
— Niechaj przyzywa. Czy wiesz co się stało z Saint-Lucem?
— Nic nie wiem; czy jest w więzieniu?... -—zapytał z uśmiechem Livaret.
— Zapewne — odrzekł Antraguet, — bo go tutaj nie widać.
— Bynajmniej, dzisiejszej nocy wyjechał do majątku żony.
— Jakto! wygnany?
— Prawie.
— Sain-Luc wygnany? niepodobna.
— Prawda, jak Ewangelja.
— Według świętego Łukasza.
— Bynajmniej; według marszałka Brissac, który dziś rano powiedział mi o tem.
— Ach! to coś nowego i ciekawego; musi to być przykrem dla pana de Monsoreau.
— Zgadzam się — rzekł Bussy.
— Na co?
— Odgadłem.
— Co odgadłeś?