Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jakto?
— Opowiadając mi czyn, za który zostałeś pan wielkim łowczym.
Pan de Monsoreau zbladł tak okropnie, że dołki od ospy, pokrywające twarz jego, zdawały się czarnemi punktami na tle żółtem; jednocześnie spojrzał na pana Bussy wzrokiem zapowiadającym burzę.
Bussy widział, że niewłaściwie postąpił, jednak nie był jednym z ludzi, którzy się cofać umieją; owszem było jego zwyczajem niegrzeczność zastępować zuchwalstwem.
— Mówisz pan — odparł wielki łowczy — że Jego książęca mość opowiadał ci o moim czynie?
— Tak, panie, nawet ze zszczegółami, dlatego zapragnąłem posłyszeć to samo z ust twoich.
Pan de Monsoreau ścisnął miecz, jakby go chciał użyć przeciw Bussemu.
— Na honor — rzekł — chciałbym twojej ciekawości, panie, zadosyć uczynić, lecz na nieszczęście król przybywa więc zechcesz odłożyć to na później.
W rzeczy samej, król na hiszpańskim, ulubionym koniu posuwał się ku miejscu zebrania.
Bussy, potoczywszy oczyma, napotkał wzrok księcia Andegaweńskiego, który się złośliwie uśmiechał.
— Pan i sługa — pomyślał Bussy — dziwnie twarz wykrzywiają kiedy się śmieją, cóż dopiero gdy płaczą?
Król lubiący piękne rysy i kształty, niebardzo był zadowolony z pana de Monsoreau.
Przyjął jednak podany sobie kij złocony.
Jak tylko król się uzbroił, łucznicy poruszyli się i polowanie zaczęto.
Bussy umieścił się na boku, chcąc widzieć całe towarzystwo. W każdej damie upatrywał podobieństwo do portretu, lecz napróżno; były piękne i bardzo