nie nieznany na dworze, ukazał się na wspaniałym karym koniu.
Oczy wszystkich zwróciły się na niego.
Był to mężczyzna mający około lat trzydziestu pięciu, wysoki, ospowaty o twarzy ulegającej zmianom stosownie do uczuć, co wszystko na pierwszy rzut oka niekorzystnie uprzedzało o nim.
Wrzeczy samej, sympatje rodzą się na pierwszy rzut oka; twarz szczera i uśmiech serdeczny przyciągają spojrzenia.
Ubrany w kurtkę zieloną, obszytą galonem srebrnym, na głowie mając czapeczkę z piórem, w lewej ręce szeroki miecz na dziki, w prawej złocony kij do rozsuwania gałęzi, który miał podać królowi, pan Monsoreau mógł się wydawać groźnym, ale bynajmniej nie pięknym.
— A! jaką szkaradną figurę sprowadziłeś Mości książę — mówił Bussy do księcia Andegaweńskiego. — Czyż w Paryżu nic podobnego znaleźć nie mogłeś i musiałeś szukać aż na prowincji? Nie chciałem wierzyć temu co mówią, że Wasza książęca mość uparłeś się, aby ten człowiek został wielkim łowczym.
— Pan Monsoreau, usłużył mi i wynagradzam go — odpowiedział lakonicznie książę Andegaweński.
— Tem piękniej, gdy książę jest wdzięczny, im rzadszą jest ta cnota; ale nie o to idzie, albowiem i ja wiernie służyłem Waszej książęcej mości i potrafiłbym nosić mundur wielkiego łowczego, równie dobrze, jak to straszydło. Wszak on ma brodę czerwoną to powiększa jeszcze jego piękność.
— Nie wiedziałem, że trzeba być zbudowanym na wzór Apolina, aby piastować urzędy dworskie — odpowiedział książę.
— To dziwna, że Wasza książęca mość nie wiedziałeś o tem.
Strona:PL Dumas - Pani de Monsoreau T1.pdf/106
Ta strona została przepisana.