Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/640

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A to gdzie? pani hrabino.
— W sali, gdzie sędziowie moi naradzają się nad wydaniem wyroku.
— Tak... — odparł ksiądz.
I znów głuche milczenie zapanowało w pokoju.
— Sądzę, że powierzchowność moja sprawiła dzisiaj dobre wrażenie?
— Tak jest — odpowiedział bojaźliwie dozorca i powstał z miejsca, byle tylko przerwać rozmowę.
— A pan, księżę dobrodzieju, jakiego jesteś zdania, co do mojej sprawy?
— Czy źle się zapowiada?
— Weź pan pod uwagę, iż żadna wina dowiedziona mi jeszcze nie została.
— Rzeczywiście — odparł ksiądz. — Masz pani dużo szans za sobą.
— Wszak prawda? — zapytała.
— Ale, dajmy na to, że król zechce sam rozpatrzyć tę sprawę, a wtedy...
— To, co wtedy? Cóż król może zdziałać? — zawołała gwałtownie.
— Król może wyrazić swoje niezadowolenie, że postępowano dotychczas wbrew jego woli, a w takim razie rozkazałby uwięzić pana de Rohan, ale to niemożebne.
— Rzeczywiście, niema to najmniejszych cech prawdopodobieństwa.
— Otóż — pośpieszyła zauważyć Joanna — tłumaczenie się moje w całej sprawie potwierdziło tylko zeznanie kardynała..
Król chce znaleźć kogoś, na kogoby mógł winę zwalić, a wszakże pan de Rohan tak dobrze się do tego nadaje, jak i ja. Po tych słowach zapanował jakiś rażący spokój.
Wreszcie ksiądz pierwszy zagaił znów rozmowę.
— Pani — rzekł — król już ochłonął z pierwszego uniesienia gniewu — żądze zemsty zostały już zaspokojone i zapewne nie będzie już pamiętał o przeszłości.
— Czy można wiedzieć, co pan nazywa zadowoleniem zemsty? — zapytała Joanna ironicznie. — Wszakże i Neron miewał swoje żądze gniewu tak, jak i Tytus nie był od nich wolny.