Strona:PL Dumas - Naszyjnik Królowej.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Złodzieje — z pogardą wymówił Beausire — złodzieje łakomiliby się na taką mizerną sumę.
— Sto tysięcy liwrów! — odezwał się Ducornau. — Do licha! zaraz poznać, że pan de Sauza bogaty.
— Może sprawdzimy — rzekł Beausire — bo mi pilno do moich interesów.
— W tej chwili, panie, w tej chwili — rzekł Ducorneau, idąc na górę.
Przy sprawdzeniu okazało się, że suma ta była do połowy w złocie, do połowy w srebrze. Ducorneau podał klucz, któremu przez chwilę przypatrywał się Beausire, podziwiając skomplikowane ząbki. Nieznacznie odcisnął go na wosku. Następnie, oddając go naczelnikowi, rzekł:
— Panie Ducorneau, niechaj on będzie lepiej w pańskiem ręku, niż u mnie, teraz chodźmy do ambasadora.
Zastano don Manoëla sam na sam z narodową czekoladą. Wydawał się bardzo zajęty jakimś papierem, pokrytym cyframi. Na widok urzędnika, zapytał:
— Czy pan zna alfabet sekretny do korespondencji?
— Nie, ekscelencjo.
— Otóż życzę sobie, abyś się wtajemniczył niezwłocznie; tym sposobem uwolnisz mnie od wielu nudnych szczegółów. A cóż kasa? — zapytał Beausire.
— W porządku, jak wszystko u pana Ducorneau — odparł Beausire.
— Dobrze, siadaj pan, panie Ducorneau, musisz mi dać pewną wskazówkę.
— Jestem na rozkazy waszej ekscelencji — rzekł rozpromieniony naczelnik.
I zacny naczelnik z krzesłem się przysunął.
— Sprawa nader ważna, w której potrzebuję, abyś mnie oświecił. Czy znasz w Paryżu uczciwych jubilerów?
— Są, panowie Bochner i Bossange, jubilerzy nadworni — odparł naczelnik.
— To właśnie ci, z którymi nie chcę mieć do czynienia — powiedział don Manoēel — rozstałem się z nimi na zawsze.
— Czyżby mieli nieszczęście w czemkolwiek narazić się waszej ekscelencji?
— O! i bardzo, panie Corno, bardzo.
— A, gdybym mógł się odważyć, gdybym śmiał...
— Mów pan śmiało.