Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

, wziął paletę i począł szkicować upajający obraz, jaki miał przed oczyma.
Lecz artysta zawiele liczył na swe siły. Widząc rozkoszny model pozujący, nietylko w swej płomiennej rzeczywistości, ale jeszcze odbity tysiącem luster buduaru: zamiast jednej Erygony, znalazłszy się w pośrodku dziesięciu bachantek, spostrzegając nareszcie każde zwierciadło powtarzające ten upajający uśmiech, falowanie tej piersi, którą pazury pantery okrywały tylko w połowie — uczuł, że żądają od niego czegoś ponad siły ludzkie. Rzucił więc paletę i pędzel, poskoczył ku pięknej bachantce i wycisnął na jej ramieniu pocałunek, w którem było tyle szału, ile miłości.
Lecz w tejże samej chwili drzwi się otworzyły i nimfa Eucharys wpadła do buduaru krzycząc:
— On! on! on!
To mówiąc, rozwiązała wstęgę podtrzymującą w kibici suknię Arsenji, odjęła spinkę od szyi, tak, iż szata spuszczała się z jej pięknego ciała, pozostawiając je nagiem w miarę spadania z ramion ku nogom.
— Oh! — zawołał Hoffman padając na kolana — to nie jest śmiertelna, to bogini!
Arsenja nogą odtrąciła płaszcz i suknie. Potem biorąc skórę tygrysią:
— Dalejże — odezwała się — cóż robimy z tem wszystkiem? Pomóż-że mi, obywatelu artysto, nie mam zwyczaju ubierać się sama.
Naiwna tancerka nazywała to ubieraniem.
Hoffman podszedł chwiejący się, pijany, olśniony, wziął skórę tygrysią, zapiął złociste jej pazury na ramieniu bachantki, posadził ją, a raczej położył na kaszmirowem łożu, gdzie ujśćby była mogła za statuę z marmuru paryjskiego, gdyby oddech nie podnosił jej łona, gdyby uśmiech nie otwierał jej ust.
— O, tak! Piękna, piękna, piękna — szeptał Hoffman.
I zakochany biorąc górę nad artystą, padł na kolana, ruchem szybkim jak myśl ujął rękę Arsenji i okrył pocałunkami.
Arsenja cofnęła rękę z zdziwieniem raczej, niż z gniewem.
— Cóż to robisz, obywatelu? — zapytała młodzieńca.
W tej-że samej chwili, nim zdążył przyjść do siebie,