Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

były zwarte, czoło opuszczone, ręce obwisłe. Wówczas zużył pięć minut, by dostać się do bramy Ś. Marcina na ulicę Montmartre; dzisiaj szedł tam z godzinę i jeszcze za godzinę z tej ulicy nie dostałby się do swego hotelu, gdyż w tem zgorzknieniu, w jakie zapadł, mało mu na tem zależało by przybyć prędzej lub później, albo i nie wrócić wcale.
Powiadają, że jest Opatrzność nad pijakami i zakochanemi; Opatrzność ta snadź czuwała nad Hoffmanem. Uniknął patroli, trafiał dobrze na place zbrzeżne, potem na mosty, trafił nareszcie do hotelu, dokąd ku wielkiemu zgorszeniu gospodyni przybył o wpół do drugiej w nocy.
Jednakże wpośród tego wszystkiego mały promyczek złocisty tańczył w głębi wyobraźni Hoffmana, jak błędny ognik w nocy. Lekarz — jeżeli tylko istniał, nie był prostym wytworem jego wyobraźni, halucynacją — lekarz ten powiedział mu, że Arsenję wyrwał z teatru kochanek jej, tknięty zazdrością o młodzieńca z orkiestry, z którym Ansenja zamieniła kilka czułych spojrzeń.
Lekarz ten dodał nadto, że do szczytu zazdrości tyrana, doprowadziło to, iż młodzieniec ten zaczaił się naprzeciw korytarza od wychodni artystów, a potem jak warjat biegł za karetą i otóż młodzieńcem tym, nie był kto inny, tylko on. Arsenja więc zwróciła na niego uwagę, skoro poniosła karę za swą dystrakcję i cierpi za niego. On wszedł do życia pięknej tancerki przez wrota boleści, ale wszedł, to rzecz główna, jego rzeczą tam się utrzymać. Ale jakim sposobem? Jaką drogą korespondencji z Arsenją, dać jej o sobie znać, powiedzieć, że ją kocham? Odnaleźć tę piękną Arsenję utopioną w ogromnem mieście, było zadaniem niemałem dla paryżanina czystej krwi, było niepodobnem dla Hoffmana, który przybył przed trzema dniami i sam jeszcze nie mógł się rozpoznać w mieście.
Nie myślał więc nawet szukać; rozumiał, że tylko przypadek może mu przyjść w pomoc. Co dwa dni zaglądał do afisza Opery, i co dwa dni z żalem dowiadywał się, że Parys wydaje swój sąd w nieobecności tej, która więcej jeszcze, niż Afrodyta zasługiwała na jabłko.
Odtąd już nie myślał wracać do Opery.
Przyszło mu wprawdzie raz na myśl iść na posiedzenie czy to Zgromadzenia narodowego, czy klubu Cordelierów, przyczepić się do kroków Dantona, a szpiegując go dzień