Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze; i koniec?
— Nie, przedstawisz się w oddziale.
— Poco?
— Aby wykazać środki utrzymania.
— Zrobię to, i już po wszystkiem?
— Jeszcze nie; trzeba złożyć jakąś ofiarę patrjotyczną.
— Chętnie.
— I złożyć przysięgę nienawiści dla tyranów francuskich i obcych.
— Z całego serca. Dziękuję za te szacowne informacje.
— Pamiętaj przytem napisać czytelnie imię i nazwisko na karcie u drzwi.
— Uczynię to.
— Idź już obywatelu, przeszkadzasz nam.
Butelki były próżne.
— Żegnam was, obywatelu, uprzejmie dziękuję za tę grzeczność.
I Hoffman odszedł, wciąż z fajką w ustach, rozżarzoną jak nigdy. — I takie było oto jego wejście do stolicy Francji republińańskiej.
Przynęciła go ta powabna nazwa „Plac Kwiatowy“. Hoffman już widział w wyobraźni pokoik z balkonikiem na ten cudowny plac Kwiatowy.
Zapomniał o grudzie i mroźnym wietrze, zapomniał o śniegu i tej czarnej śmierci całej nautry. Kwiaty w jego wyobraźni wyrastały pod parą jego ust; widział same jaśminy i róże, mimo rynsztoków przedmieścia.
Dziewiąta biła, gdy przybył na plac Kwiatowy, który był zupełnie ciemny i pusty, jak wszystkie w zimie na północy. Tylko pustka i ciemności większe były jeszcze tego wieczora, niż gdzieindziej.
Hoffman zanadto uczuwał głód i zimno, by filozofować po drodze ale zajazdu na tym placu nie było.
Wodząc oczyma, dostrzegł nareszcie na rogu placu i ulicy Barillerie wielką latarnię czerwoną, między szybami której migotała zatłuszczona lampka.
Latarnia ta wisiała i bujała się przyczepiona do żelaznego drąga w kształcie szubienicy, bardzo podatnego w tych czasach burzliwych, do powieszenia politycznego wroga.
Hoffman spostrzegł na czerwonem szkle zielonemi zgłoskami wykaligrafowany napis: