Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze pali — mówił jeden z oddziałowych.
— I musi to był łebski chłopak — rzekł drugi — patrzajno na te jego świadectwa.
— Poco ty idziesz do Paryża? — zapytał tenże.
— Uczyć się sztuki wolności — odpowiedział Hoffman.
— I czego jeszcze? — dodał francuz, mało wzruszony heroizmem tego frazesu, zapewne z powodu, że już spowszedniał.
— I malarstwa — dodał Hoffman.
— A! to ty malarzem jesteś, jak obywatel Dawid?
— Zupełnie tak samo.
— Umiesz robić patrjotów rzymskich tak całkiem nagich, jak on?
— Ja robię ich w ubraniu — rzekł Hoffman.
— To nie tak ładnie.
— Zależy od gustu — odparł Hoffman z najzimniejszą krwią.
— Zrób też mój portret — rzekł poddziałowy z podziwem.
— I owszem.
Hoffman wyjął głownię z pieca, przytłumił żarzącą się kończynę, i na ścianie pobielanej wapnem, narysował jedną z najbrzydszych twarzy, jakie kiedykolwiek zniesławiły stolicę świata cywilizowanego.
Czapka futrzana z lisim ogonem, gęba rozdarta, gęste faworyty, krótka fajka, podbródek zadarty, wyszły w swej szarży z taką prawdą, że każdy z obecnych w kordegardzie, żądał od młodzieńca ażeby go raczył portretować.
Hoffman przystał chętnie i naszkicował na ścianie szereg patrjotów tak wybornych, choć zapewne mniej szlachetnych, niż ci z Nowego obchodu Rembrandta.
Wprowadzeni w dobry humor patrjoci, zaniechali wszelkich podejrzeń, Niemiec został naturalizowany jako paryżanin; poczęstowano go piwem honorowem, a on jako człowiek dobrze myślący, odwzajemnił się im winem burgudzkiem, które obywatele przyjęli całem sercem.
Wtedy to jeden z nich, położył drugi palec od genjalnego nosa, i rzekł do Hoffmana, mrugając lewem okiem.
— Wyznaj jedną rzecz, obywatelu Niemcze.
— Jaką, mój drogi?
— Wyznaj cel swego przybycia.