Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W chwili rozstania się, Teodorze, czy nie masz co do powiedzenia mojemu ojcu?
— Masz słuszność. Ależ istotnie, wyznaję ci, Antonjo, iż drżę, waham się. Boże mój! czemże ja jestem, ażeby spodziewać się?...
— Jesteś człowiekiem, którego ja kocham. Idź do ojca mojego, idź.
I dając mu znak ręką, otworzyła drzwi stancyjki przekształconej przez nią na modlitewnię.
Hoffman powiódł za nią oczyma i stał, aż znikła za drzwiami. Przez drzwi posłał jej od ust wszystkie pocałunki, od serca wszystkie wybuchy miłości.
Potem wszedł do gabinetu ojca.
Mistrz Bogumił tak był oswojony z krokami Hoffmana, że nawet nie podniósł oczu od biurka, na którem przepisywał Stabat Mater; młodzieniec wszedł i stanął za nim.
Po chwili, mistrz Bogumił nie słysząc już nic, nawet oddechu Hoffmana, obejrzał się.
— Aha! to ty chłopcze — rzekł zarzucając głowę w tył, by przez okulary spojrzeć mu w oczy. — Cóż mi masz powiedzieć?
Hoffman otworzył usta, ale zamnkął je nie wyksztusiwszy żadnego dźwięku.
— Cóżeś to oniemiał? — zapytał starzec — hm! to byłaby bieda. Taki gaduła jak ty, co gdy język rozpuścisz, to nie ma końca i miary, byłby bardzo nieszczęśliwy — i nie może utracić mowy, chyba za karę, że jej nadużywał.
— Nie, mistrzu Bogumile, nie straciłem mowy, dzięki Bogu! Tylko to co mam powiedzieć...
— No co?
— Wydaje mi się trudne.
— Ej! czyż to znowu tak trudno powiedzieć: mistrzu Bogumile, kocham twoją córkę?
— Wiecie o tem, mistrzu?
— Byłbym warjatem, a raczej głupcem, gdybym się na tem był nie poznał.
— Jednak pozwoliliście mi ją w dalszym ciągu kochać.
— A czemuż nie? skoro i ona ciebie kocha.
— Ależ mistrzu Bogumile ja nie mam żadnego majątku.
— Ba! a ptaki niebieskie, czy mają majątek? śpiewają, żyją, ścielą gniazda, a Pan Bóg je żywi. My, artyści, bar-