Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i jak widmo urocza, stanęła we drzwiach gabinetu mistrza Bogumiła Murra.
Widzieliśmy, jak muzyka stopiła te trzy dusze w jedną i jak pod koniec koncertu Hoffmana stał on się współbiesiadnikiem domu.
Była to godzina, w której stary Bogumił zwykle siadał do stołu. Zaprosił Hoffmana na obiad, co młodzieniec przyjął z równą serdecznością, z jaką go zapraszano.
Wtedy, kilka chwil, piękna i poetyczna dziewica psalmów niebiańskich, zamieniła się na dobrą gospodynię. Antonja nalewała herbatę, jak Klaryssa Harlowe, krajała bułeczki z masłem, jak Szarlotta, i sama nareszcie usiadła do stołu i jadła jak prosta śmiertelniczka.
Niemcy nie tak rozumieją poezję, jak my, francuzi. W naszych obyczajach świata manierowanego, kobieta jedząca i pijąca, depoetyzuje się. Kiedy kobieta młoda i ładna, siada do stołu, to dlatego, ażeby przy nim prezydować; jeżeli ma przed sobą szklankę, to dlatego, ażeby w nią wpakować rękawiczki, i to, jeśli je zdejmie przy obiedzie; jeżeli ma przed sobą talerz, to dlatego, ażeby na nim położyć pod koniec obiadu gronko wina, które ta istota niematerjalna raczy wyskubywać niedbale, wybierając ziarnka najbardziej złociste.
Według przyjęcia, jakiego doznał Hoffman u mistrza Bogumiła, łatwo się domyśleć, że przybył tam nazajutrz i dni następnych. Mistrza Bogumiła zgoła nie niepokoiły te częste odwiedziny; Antonja była zbyt czysta, iżby starzec mógł przypuścić jaki z jej strony błąd.
Hoffman był więc szczęśliwy, to jest, tyle szczęśliwy, ile może być śmiertelny człowiek. Słońce radości nigdy całkowicie nie oświetla serca człowieka; zawsze tam na niektórych punktach tego serca znajduje się plama, przypominająca człowiekowi, że szczęście zupełne nie istnieje na tym świecie, ale tylko w niebie.
Lecz Hoffman miał pewną wyższość nad przeciętnym człowiekiem. Często człowiek sam nie może sobie wytłumaczyć tego niepokoju, jaki go dręczy przy stanie skądinąd najpomyślniejszym, tego cienia, który ciemnem, szarem widmem rzuca się na jego promienną szczęśliwość.
Hoffman wiedział czego mu brak do szczęścia, i co mu je zatruwało.
Oto przyrzeczenie uczynione Zacharjoszowi Wernero-