Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zapomnisz tego wszystkiego czegoś się nauczył, jak zaniechasz tych modnych skoków, jak będziesz oszczędnie używał tych krzykliwych nacisków na struny, to można będzie coś z ciebie zrobić.
Pochwała ta ze strony człowieka tak wymagającego, jak stary muzyk, uniosła Hoffmana. Nie zapomniał przytem, lubo pławiący się w oceanie muzycznym, że mistrz Bogumił jest ojcem pięknej Antonji.
Chwytając też w lot słowa wypadłe z ust starca:
— A któż się podejmie zrobić coś ze mnie? — zapytał — czy to wy, mistrzu Bogumile?
— Czemużby nie, młodzieńcze? czemużby nie, jeżeli zechcesz posłuchać starego Murra?
— Będę was słuchał, mistrzu, ile tylko chcecie.
— Och! — wyrzekł starzec cicho i melancholijnie, bo wzrok jego sięgnął w przeszłość — znałem ja wielu wirtuozów: Znałem Corelliego, prawda w tradycji; on to otworzył drogę, trzeba grać na sposób Tartiniego, lub się wyrzec. Tartini pierwszy odgadł, że skrzypce są jeżeli nie bogiem, to przynajmniej świątynią, z której może wystąpić bóg muzyki. Po nim przychodzi Paganini, skrzypek niczego, inteligentny, ale miękki, za miękki, zwłaszcza w niektórych appogiamenti; potem Germiniani, o! ten silny, lecz silny swawolnie, bez przejść. Byłem umyślnie w Paryżu aby go usłyszeć, tak jak ty wybierasz się do Paryża dla usłyszenia Opery, to manjak, lunatyk, mój przyjacielu, człowiek, który poruszał się jak we śnie, który rozumiał nieźle tempo, fatalne tempo rubato, zabijając więcej instrumencistów niż ospa, żółta febra, morowa zaraza! Więc ja mu zagrałem moje sonety na sposób nieśmiertelnego Tartiniego, i wtedy uznał swój błąd. Nieszczęściem, uczeń tonął po szyję w swojej metodzie; no, miał biedak siedemdziesiąt jeden lat. O czterdzieści lat wcześniej byłbym go uratował, tak jak chciałem ratować Giardiniego, było jeszcze dość wcześnie, ale na nieszczęście był on niepoprawny. Djabeł wszedł mu w lewą rękę, i pędził, pędził tak, że prawa nie mogła za nią zdążyć, gra jego też, był to taniec Świętego Wita. Raz też, kiedy w obecności Jomell‘ego zepsuł jakiś wspaniały numer, poczciwy Jomelli, człowiek najłagodniejszy w świecie, tak go rżnął w papę, że Giardini miał twarz spuchniętą przez miesiąc, a Jomelli pięść zwichniętą przez trzy tygo-