Strona:PL Dumas - Kobieta o aksamitnym naszyjniku.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odźwierny zdjął czapkę i zadzwonił. Przybiegł na ten dźwięk numerowy.
— Prędzej! prędzej! pokój! najpiękniejszy w hotelu, dla pana i dla pani.
— Dla pana i pani — odezwał się zdziwiony numerowy przenosząc wzrok z prostego ubrania Hoffmana na bardziej niż lekką odzież Arsenji.
— Tak — rzekł Hoffman — najpiękniejszy, a zwłaszcza, żeby był dobrze ogrzany i dobrze oświetlony; oto masz luidora dla siebie.
Numerowy doznał tego samego wzruszenia co odźwierny, zgiął się przed luidorem, wskazując na wielkie schody, w połowie zaledwie dla późnej godziny oświetlone, ale przez nadzwyczajny, jak na ową epokę zbytek, kobiercem wysłane.
— Proszę wejść na górę — rzekł — i poczekać przede drzwiami numeru trzeciego.
I znikł, puszcając się pędem.
Na pierwszym stopniu schodów zatrzymała się Arsenja.
Lekka sylfida zdawała się doznawać nieprzezwyciężonej trudności w podnoszeniu nogi. Rzekłbyś, iż jej lekkie obuwie atłasowe ma podeszwy ołowiane.
Hoffman podał jej rękę.
Arsenja oparła się na podanem ramieniu młodzieńca, a lubo ten nie czuł nacisku jej ręki, uczuł zimno udzielające się jego ciału od niej.
Następnie, mocnym wysiłkiem, Arsenja wstąpiła na pierwszy stopień i dalsze; lecz każdy stopień wydzierał jej westchnienie.
— Oh! biedna kobieta — rzekł zcicha Hoffman — jakżeś ty musiała cierpieć!
— O! tak — odparła Arsenja — bardzo... Cierpiałam niesłychanie.
Przybyli pode drzwi numeru trzeciego.
I razem też prawie z niemi przybył numerowy, niosąc prawdziwy stos drzewa; otworzył drzwi od pokoju i w jednej chwili komin buchnął ogniem, światła zapłonęły.
— Głodnaś zapewne? — zapytał Hoffman.
— Nie wiem — odrzekła Arsenja.