Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/882

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zaszczekaj piesku!... żeby pan nie wątpi o tem, że jesteś żywy — mówił dalej z zimnym szyderskim śmiechem, — nacisnął jakiś muskuł na głowie biednego stworzenia, a to natychmiast zaszczekało, a raczej zawyło boleśnie.
— Teraz przysuń tu dzwon i połóż psa pod nim... dobrze... a teraz powiedz mi, w jaki rodzaj śmierci wierzysz najwięcej?
— Nie wiem, śmierć jest zawsze śmiercią; nie rozumiem cię, mistrzu.
— Tak, masz słuszność, podzielam twoje zdanie; a teraz wyciągnij powietrze z tego klosza.
Balsamo poruszył korbą i powietrze ze świstem wydobyło się z klosza. Piesek, przestraszony, otworzył pyszczek, chwytał powietrze, nakoniec padł bezwładny.
— Pies ten zginął od apopleksji: To piękna śmierć, cierpi się bardzo krótko.
— Czy już nieżywy?
— Zapewne.
— Nie zdajesz mi się zupełnie przekonanym, Acharacie.
— Nie, przeciwnie.
— Może myślisz, że próbować będę wskrzesić to zwierzę.
— Nie, poprostu przekonany jestem, że pies ten przestał żyć.
— Dla większej pewności, weź ten skalpel i przetnij mu kolumnę pacierzową.