Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/869

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ale brakowało w niej części głównej, tej, która wszystkie ingredjencje składowe połączyć ma w doskonałą całość.
— I znalazłeś ją, mistrzu?
— Znalazłem. Trzeba dolać do wszystkich skombinowanych cieczy ostatnie trzy krople krwi, wytoczone z arterji sercowej dziecka!
— Ależ skąd myślisz wziąć to dziecko?
— Ty mi go dostarczysz.
— Ja?
— Ty.
— Oszalałeś, mistrzu.
— Dlaczegóż nie miałbyś mi dostarczyć dziecka? — spokojnie zapytał zapamiętały starzec, patrząc ciągle na flakon. — Powiedz mi, dlaczego?...
— Miałbym dostarczyć ci dziecka nato, abyś wytoczył z niego ostatnie krople krwi?
— Ma się rozumieć, że nie na co innego.
— Ależ nato trzebaby zabić to dziecko.
— Naturalnie, że je zabić potrzeba, a im dziecko będzie ładniejsze, tem lepszy będzie eliksir.
— To niepodobna, mistrzu; nie wolno jest porywać i zabijać dzieci.
— Dlaczego? — zawołał starzec z dziką naiwnością. — Cóż tu z niemi robią?
— Wychowują je, mistrzu.
— To dziwnie się świat zmienił. Trzy lata temu ofiarowywano nam nabycie mnóstwa dzieci za baryłkę prochu lub wódki!