Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/745

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pod wrażeniem tej halucynacji, gdy moja sąsiadka ukończywszy modły, pożegnała się ze mną i wyszła. Rozbierając się wieczorem znalazłam pod welonem na piersiach karteczkę, która zawierała tylko trzy wiersze: „W Rzymie karzą śmiercią tego, kto kocha zakonnicę. Czy wydasz na śmierć człowieka, króremuś winna życie?
Od tego dnia, pani, opętana byłam zupełnie, bo kłamałem nawet przed Bogiem, bojąc się przyznać, że tyle, co o Nim, a może nawet więcej myślę o obcym mężczyźnie.
Lorenza przeraziła się sama swych słów i spojrzała z przestrachem w oczy wielebnej ksieni. Były one jednak mądre i łagodne.
— To wszystko nie jest opętaniem — rzekła stanowczo ksieni Ludwika. — Powtarzam ci, że jest to nieszczęśliwa namiętność, a jak rzekłam, sprawy tego świata nie mają tu przystępu, chyba w formie żalu.
— Jako żal, księżno? — zawołała Lorenza. — Widzisz mię pani u nóg swoich we łzach błagającą o wyrwanie z mocy piekielnej tego człowieka i pytasz, czy czuję żal? Ach — nietylko żal, lecz wyrzuty najstraszliwsze.
— Dotąd jednak... — chciała mówić dalej ksieni.
— Poczekaj pani, posłuchaj do końca, lecz błagam nie sądź surowo!
— Łagodność i wyrozumiałość są moim obowiązkiem, jestem na usługi wszystkich cierpiących.