Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/724

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nigdy nie pozwoliłem sobie na to, proszę pani — rzekł Gilbert. — Pani zostawiała na fortepianie podręcznik, otwarty w coraz to innem miejscu, ja go nie ruszałem, próbowałem tylko czytać to tu, to ówdzie; wzrokiem nie zabrudziłem przecie stronic.
— Zobaczysz — powiedział baron — że ten gałgan będzie się chwalić, iż gra na fortepianie jak Haydn.
— Prawdopodobnie byłbym się nauczył, gdybym śmiał położyć palce na klawiszach.
Andrea mimowoli spojrzała znów na tę twarz, ożywioną w tej chwili uczuciem tak silnem, jak fanatyzm męczennika.
Lecz baron, który nie miał jasności sądu i spokoju córki, uczuł, że go ogarnia gniew na myśl, że młody człowiek ma rację i że postąpiono z nim nieludzko, zostawiając go w Taverney wraz z Mahonem. To też, gdy Andrea złagodniała, on właśnie zapalał się coraz bardziej.
— Ty bandyto! — wykrzyknął. — Włóczysz się, próżnujesz, a gdy przyjdzie zdać sprawę ze swego postępowania, uciekasz się do takich bzdur, jakie słyszeliśmy przed chwilą. Dobrze! Nie chcę brać na siebie odpowiedzialności za to, że taki łotr i cygan plącze się po ulicach królewskiego miasta!
Andrea gestem chciała powstrzymać ojca; czuła, że wszelka przesada nie przystoi ludziom wyższym. Lecz baron odsunął rękę córki i ciągnął dalej.