Strona:PL Dumas - Józef Balsamo.djvu/686

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Och, panie, proszę nić żartować sobie ze mnie — błagał Gilbert zarumieniony.
— Przeciwnie, moje dziecko, podziwiam cię. Znajomość muzyki osiąga się zazwyczaj dopiero po opanowaniu innych nauk, a ty mówiłeś, że nie otrzymałeś żadnego wykształcenia, że nie uczyłeś się niczego.
— To prawda, proszę pana.
— Przecież sam nie mogłeś tego wymyślić, że punkt czarny na ostatniej linji, to fa.
— Panie — powiedział Gilbert, schylając głowę i głos zniżając, — w domu, gdzie mieszkałem, była pewna... pewna młoda osoba, która grała na klawecynie.
— Ach, zapewne ta, która zajmowała się botaniką?
— Taż sama. Grała nawet bardzo dobrze.
— Rzeczywiście?
— Tak, a ja przepadam za muzyką.
— Ale to nie jest jeszcze powodem, ażebyś znał nuty.
— Rousseau powiada, proszę pana, że ten, kto zadawala się skutkiem, nie wnikając w przyczynę, jest człowiekiem niezupełnym.
— Lecz mówi także, że człowiek przez to poszukiwanie przyczyny uzupełnia swą istotę, lecz traci radość życia, naiwność i instynkt wrodzony.
— Cóż to szkodzi — rzekł Gilbert — jeżeli pociecha, jaką znajdzie w nauce, dorównywa tym stratom?